„Szczęśliwe miasto” i ludzie twardzi jak skały. Boulder City Część 2.

<< Część 1

W realiach lat 20. i 30. Zachód i stan Newada były zacofaną częścią USA, która blado wypadała na tle przemysłowego Wschodu. Program ekonomicznej odbudowy kraju po depresji spowodowanej wielkim krachem giełdowym w 1929 roku nazwano Nowym Ładem (ang. New Deal). Przewidywał on budowę infrastruktury przemysłowej szczególnie na zachodzie kraju. Kluczem do powodzenia tego projektu były rzeki, ich regulacja i produkcja energii elektrycznej. Zapora Hoovera miała być obiektem na miarę coraz większych amerykańskich ambicji. Miała to być najwyższa tama na świecie, największy zbiornik wody stworzony ręką człowieka i największa elektrownia świata.

Zbliżający się początek budowy nie przyniósł jednak szybkich zmian i tak długo oczekiwanych miejsc pracy. Ci, co już otrzymali pracę, byli starannie wybranymi specjalistami z rządowego Biura do Spraw Odzyskiwania Gruntów (ang. United Status Bureau of Reclamation) ściąganymi tu z innych budów z całego kraju. Six Companies, konsorcjum firmy budującej tamę, też miało własną politykę zatrudnienia i płacy. Konsorcjum było zachłanne i na każdym etapie budowy próbowało zarabiać nawet kosztem zatrudnionych robotników, którzy musieli płacić za najmniejsze, zmonopolizowane usługi, dostarczane im wyłącznie przez pracodawcę. Konsorcjum zdominowało wszystko, co mogło dać dodatkowy dochód, a więc: zakwaterowanie, wyżywienie, transport – każdą rzecz na każdym etapie zatrudnienia. Six Companies absolutnie nie przejmowało się gigantyczną kolejką bezrobotnych oczekujących na pracę w Las Vegas.

W mieście, w którym na początku lat 30. mieszkało około pięciu tysięcy mieszkańców, w biurze zatrudnienia zarejestrowało się 42 tysiące bezrobotnych, z których każdy liczył na jedno z pięciu tysięcy miejsc pracy przewidzianych na budowie. Większość z nich koczowała na trawnikach wokół budynku sądu lub dworca kolejowego. Wokół miasta rozrastały się koczowiska bezrobotnych podobne do tych, które już wcześniej pojawiły się na brzegach rzeki Kolorado. Miasto było wypełnione masą bezrobotnych mężczyzn żebrzących o pracę u każdego napotkanego człowieka, który dzięki swojemu wyglądowi – i oczywiście kapeluszowi – pozwalał przypuszczać, że – być może – jest przedstawicielem firm budujących zaporę. Kiedy prośba o nawet najprostszą pracę nie skutkowała, wielu nie wahało się błagać o kawałek chleba, by móc przetrwać do następnego dnia. Stali mieszkańcy miasta widząc to morze biedy i desperacji, pytali w prasie i radiu, gdzie jest amerykański Czerwony Krzyż, który powinien zapobiec rozgrywającemu się na ich oczach dramatowi ludzkiemu.

Boulder City, Monter na wieży czołowej kolejki linowej podczas montażu, zapora Hoovera
Budowa tamy Boulder, Boulder City, Nevada: Monter na wieży czołowej kolejki linowej podczas montażu

Las Vegas było zbyt „brudne”

Humory wymęczonych mieszkańców i bezdomnych gości poprawiały się w miarę, jak postępowała budowa linii kolejowej łączącej przyszły plac budowy z węzłem kolejowym Union Pacific. Realizacja tej linii była sygnałem do rozpoczęcia właściwych prac budowlanych na wielką skalę. Zamiast potwierdzenia, że sprawy idą w dobrym kierunku, miasto musiało niestety przełknąć kolejną gorzką pigułkę. Las Vegas nie za bardzo przypadło do gustu ówczesnemu ministrowi spraw wewnętrznych Rayowi Wilburowi, który już parę miesięcy wcześniej odwiedził je, aby na własne oczy przekonać się, czy można założyć tu główną bazę dla firm budujących zaporę i dla ich pracowników. Miasto zrobiło wszystko, aby w czasie jego inspekcji ukryć swoje grzeszne oblicze. Wilbur był typowym urzędnikiem państwowym wychowanym w wiktoriańskiej tradycji powściągliwości wobec alkoholu, rozrywki i pozamałżeńskich kontaktów towarzyskich. Vegas było w pełni świadome moralnych pryncypiów sekretarza stanu, więc życie towarzyskie, jakie toczyło się w mieście od wielu lat, całkowicie zamarło. Po raz pierwszy w jego historii przestrzegano zasad prohibicji. Zasad, które były prawem w całym kraju, lecz tu żyły swoim własnym, czyli całkowicie lekceważącym przepisy, życiem. W czasie inspekcji Wilbura Block 16, czyli „dzielnica czerwonych latarni”, została zamknięta. Miasto udawało dobrą, zdrową, amerykańską społeczność gotową na przyjęcie tysięcy robotników.

„Budowniczowie ósmego cudu świata. Na zdjęciu – drugi od lewej Sims Ely, despotyczny zarządca Boulder City, w środku w trzyczęściowym, letnim (?!) garniturze, ówczesny minister spraw wewnętrznych USA Ray Wilbur, drugi po prawej stronie Frank Crowe, legendarny budowniczy zapory Hoovera.
„Budowniczowie ósmego cudu świata. Na zdjęciu – drugi od lewej Sims Ely, despotyczny zarządca Boulder City, w środku w trzyczęściowym, letnim (?!) garniturze, ówczesny minister spraw wewnętrznych USA Ray Wilbur, drugi po prawej stronie Frank Crowe, legendarny budowniczy zapory. © Department of the Interior. Bureau of Reclamation

Po wyjeździe sekretarza stanu mieszkańcy Vegas wypili rzekę whisky, radując się, że tak krępująca wizyta urzędnika z Waszyngtonu dobiegła końca. Pito z radości, że Vegas stanie się najjaśniej świecącą gwiazdą wśród miast Południowego Zachodu. Rozczarowanie było jednak wielkie, kiedy opublikowano decyzję Wilbura. Według niego Vegas było zbyt „brudne”, aby gościć w trakcie paroletniej budowy tysiące uczciwych amerykańskich robotników, którzy według niego z całego serca nienawidzili alkoholu, wodewilów, domów publicznych i innego zgorszenia ówczesnego świata.

Federalny rezerwat

Aby odizolować robotników od zgubnego wpływu Vegas, Biuro do Spraw Odzyskiwania Gruntów po-stanowiło wydzielić na pustyni – około 40 km od miasta – federalny rezerwat wyłączony z jurysdykcji szatańskiego stanu Newada. Tym razem miał to być rezerwat dla białych, a dokładniej białych robotników mających za zadanie rekordowo szybko zbudować największą na świecie tamę, sztuczne jezioro i elektrownię. Boulder City, bo tak nazwano nowo powstały rezerwat, wyglądało na tle Wielkiej Recesji i panującej powszechnie nędzy jak oaza dobrobytu i stabilności. Wszystkie cnoty obywatelskie i dobre zwyczaje ówczesnej Ameryki miały być importowane do Boulder City. To, co się działo w sąsiednim mieście, czyli Las Vegas, uznano za wybryk i demoralizację społeczną.

Boulder City panorama
Boulder City - rezerwat dla białych robotników © Department of the Interior. Bureau of Reclamation

Boulder City było pomyślane jako proste przeciwieństwo pobliskiego Las Vegas. Zaplanowano miasto rządowe, zorganizowane i zdyscyplinowane w każdym calu, w którym takie zjawiska, jak żywiołowy rozwój i szalone idee charakterystyczne dla boom-town Zachodu, miały być zakazane. To miało być trzeźwe miasto zaplanowane jako raj robotniczy ze wszystkimi wygodami i chronione zarówno przed grzesznym Vegas, jak i przed drapieżną pustynią. Jednym z pierwszych zamówień, jakie Biuro złożyło w związku z budową Boulder City, był zakup 9150 drzew i krzewów oraz 1200 krzaków róż, które – jak łatwo się domyślić – spotkał marny los, czyli całkowita zagłada przez pospolite wyschnięcie.

Sadzenie drzew w Boulder City
Boulder City zasadziło 9150 drzew i krzewów oraz 1200 krzaków róż, które spotkał marny los, czyli całkowita zagłada przez pospolite wyschnięcie. © Department of the Interior. Bureau of Reclamation

Żadnego hazardu, prostytucji i alkoholu!

Wielkim plusem tej przyjaznej i bezpiecznej przystani miała być żelazna zasada, której musieli przestrzegać wszyscy mieszkańcy – „żadnego hazardu, prostytucji i alkoholu”. Z czasem okazało się, że dokładnie tak, jak każdy inny ideał, również Boulder City miało plamy na swoim, wydawało się nienagannym, image’u. Miasto przejęło z amerykańskiej rzeczywistości nie tylko wartości pozytywne. Znalazło się w nim miejsce także dla rasizmu, dyskryminacji klasowej i korupcji politycznej.

To, że Boulder City stanie się amerykańskim ideałem, miał zagwarantować człowiek o nazwisku Sims Ely. Dla urzędników z Biura do Spraw Odzyskiwania Gruntów był on idealnym administratorem miasta „wspaniale zaprojektowanego, położonego w pięknej naturze; miasta, które dało ludziom szczęśliwe warunki życia w duchu najwyższych amerykańskich idei”. Miejscowi nie do końca zgadzali się z tym opisem, mieli bowiem radykalnie odmienną opinię o Simsie Elym, opinię zgodną ze zdaniem jednej z mieszkanek, która stwierdziła, że „był on małym Hitlerem”.

Sims Ely był zawodowym administratorem i na takiego wyglądał. Jeśli doda się do tego, że w dniu przejęcia władzy w mieście miał 69 lat, a do jego obowiązków należało trzymanie w ryzach całego miasta zamieszkałego przez najtwardszych robotników Ameryki, można było mieć wątpliwości, czy podoła temu zadaniu. Ci, którzy wątpili w jego możliwości i łamali dyscyplinę, musieli nie tylko bardzo się rozczarować, ale również w pośpiechu spakować tobołki i opuścić miasto. Ely decydował o wszystkim w „swoim” mieście i to w dosłownym rozumieniu tego słowa. Policjanci byli do jego osobistej dyspozycji i wykonywali tylko jego decyzje. Mimo zakończonej w całym USA prohibicji w Boulder City za szmuglowanie alkoholu z pobliskiego Las Vegas kara była tylko jedna – wydalenie z miasta i w konsekwencji utrata pracy na budowie. Znęcanie się nad rodziną i awantury rodzinne skutecznie zostały wyeliminowane przez groźby wydalenia. Sims Ely był tak mocny, że nie wahał się odbierać rodzicom ich dzieci, o ile w rodzinie panowała niezgoda, a dzieci nie otaczano należytą opieką.

Dom w Boulder City
Boulder City To - trzeźwe miasto zaplanowane jako raj robotniczy ze wszystkimi wygodami i chronione zarówno przed grzesznym Vegas, jak i przed drapieżną pustynią. © Department of the Interior. Bureau of Reclamation

Wbrew amerykańskiej zasadzie wolnej przedsiębiorczości każdy sklep i lokal usługowy musiał być zaakceptowany przez wszechmocnego administratora. Podobnej akceptacji wymagał każdy kucharz w restauracji i wszystkie tancerki, które stanowiły wielką atrakcją miejscowych potańcówek. To była władza absolutna. Ely był znienawidzony przez mieszkańców, ale jednocześnie doskonale wypełniał funkcję rządowego kuratora utrzymującego całe miasto w stanie trzeźwości, spokoju i rasowej czystości. Indianie, Afroamerykanie, Chińczycy lub Meksykanie w momencie przekraczania granic administracyjnych tego białego rezerwatu musieli poważnie zastanowić się nad tym, co robią.,.

Okres panowania Simsa Ely’ego zostawił trwały ślad na mieszkańcach i mieście. To, co proponował z ramienia rządu i konsorcjum budującego zaporę, mogło wyglądać na niedemokratyczny dyktat. Mogło, gdyby nie fakt, że zostało na swój sposób zaakceptowane przez większość miejscowych, nawet po formalnym zakończeniu budowy. Miasta skonstruowanego wokół niespotykanych reguł nie zburzono, tak jak wcześniej planowano. Nie wszyscy je opuścili. Wielu zostało i czuło się tam bardzo dobrze – tak dobrze, że ta specjalna forma rządzenia była utrzymywana jeszcze wiele lat po zakończeniu budowy. Boulder City przetrwało i kultywowało ustanowione w nim surowe reguły. Do 1969 roku nie można było tam kupić alkoholu. Do dzisiaj jest to jedyne miejsce w tej części Newady, gdzie hazard jest zabroniony, nie wspominając o całkowitym zakazie wszystkiego, co ma związek z prostytucją. W rzeczywistości miasto stało się jednym z najbardziej zadbanych, miejsc szalonego Zachodu, miejscem niemal idealnym. Wszystko dzięki „małemu Hitlerkowi”, który trzymał miasto w garści aż do dnia, kiedy ukończył 79 lat. Sims Ely zmarł w wieku 92 lat w pełnym przekonaniu, że udało mu się stworzyć idealne miasto „rządowe”, nieporównywalnie lepsze niż „firmowe” miasta, takie jak na przykład diabelskie Las Vegas. Dla Simsa Ely’ego nieważne było, kim jesteś i co robisz na trwającej budowie. Dla niego ważne było twoje morale, to, jak się prowadziłeś i czy przestrzegałeś prawa.

Przed planowanym czasem i poniżej kosztów

Preferencje innego giganta z czasów budowy zapory były całkiem odmienne. Dla niego najważniejsze było to, co potrafiłeś robić, a nie to, jak żyłeś i na co wydawałeś zarobione pieniądze. To było zrozumiałe, gdyż inżynier Frank Crowe był tym, który miał dopilnować, żeby gigantyczna tama na rzece Kolorado powstała zgodnie z terminem. Był on wybitnie predestynowany do piastowania tego stanowiska nie tylko z racji doświadczenia zdobytego przy budowie wielu zapór na rzecz Biura do Spraw Odzyskiwania Gruntów, ale ze względu na pewną szczególną umiejętność – Frank Crowe zawsze kończył budowę przed planowanym czasem. Zasłużył na wyjątkową sławę i pseudonim „Crowe – Pośpiesz się” nie tylko dlatego, że kończył pracę przed terminem, ale także dlatego, że była ona wykonana poniżej planowanych kosztów.

To, że Frank Crowe będzie budował największą tamę i elektrownię na świecie, było dla niego samego jasne już w 1921 roku. Cała jego kariera inżynierska została podporządkowana jednemu celowi, którym było kierowanie budową Boulder Dam. Żeby móc zostać szefem tej właśnie budowy, Frank gorączkowo pracował dla potencjalnego inwestora, czyli Biura do Spraw Odzyskiwania Gruntów. Kiedy postanowiono wybudować zaporę siłami prywatnego konsorcjum, Frank porzucił stabilną pracę w agencji rządowej na rzecz pracy w prywatnej firmie, która zamierzała wystartować w przetargu i która później ten przetarg rzeczywiście wygrała. Wiele lat przed właściwym rozpoczęciem budowy Frank wciskał się wszędzie tam, gdzie mógł podejmować zadania związane z projektowaniem przyszłej tamy. Był zaangażowany w prace projektowe, skonstruował fantastyczny system kolejek linowych, które umożliwiały budowę w ekstremalnie wymagającym terenie górskim, a także zaprojektował wysoko efektywny system wierceń skał umożliwiający błyskawiczne przekuwanie całych gór. Pracował również nad opracowaniem zwycięskiej oferty przetargowej, która była tak dokładna, że różniła się tylko o 24 tysiące dolarów od tej zaplanowanej przez rząd amerykański. Konsorcjum budowlane Six Companies obiecało, że wybuduje tamę i elektrownię za 48 890 955 dolarów, co równa się (w roku 2015) sumie 766 632 689 dolarów.

Brutalna walka

Dokładnie siedem dni od ogłoszenia wyników przetargu wygranego przez konsorcjum Six Companies Frank Crowe rozpoczął budowę największego cudu inżynieryjnego, jaki widzieli ówcześni ludzie. Nikt i nic nie było w stanie zatrzymać Franka Crowe’a i jego załogi. Na budowie był on gotowy zatrudnić samego diabła, o ile tylko ten gwarantowałby, że budowa zostanie zakończona w zaplanowanym czasie i w ramach przewidzianego budżetu. Nie zatrzymał go wielki strajk robotników na samym początku budowy. Frank nie wstrzymał prac, kiedy stało się jasne, że drążenie tuneli powoduje zatrucie pracujących tam robotników i kierowców ciężarówek. Nie zatrzymały go ekstremalne temperatury dochodzące do plus 50°C, powodzie ani inne katastrofy naturalne. Ta bezwzględność w walce z brutalną naturą, z ludźmi, którzy odmawiali posłuszeństwa, i z ówczesnymi ograniczeniami technicznymi zaowocowała tym, co Frank zawsze obiecywał. Budowę największego obiektu inżynieryjnego świata zakończył 29 lutego 1936 roku, a więc dwa lata przed planowanym terminem.

Praca, którą gwarantował „Crowe – Pospiesz się”, a także dach na głową zapewniany przez „małego Hitlera” były wielką sprawą, ale każdego dnia mieszkańcy odkrywali, że na pustyni Newady absolutnie nie ma co robić. Nie było gdzie wydać nawet tych paru dolarów zarobionych na budowie. Życie składało się tylko z pracy. Robotnicy żyli jedynie perspektywą wypłaty i wolnego dnia. Wtedy to na horyzoncie pojawiała się iskierka radości – leżąca 50 km na zachód od budowy zakurzona dziura – Las Vegas.

Credit: The B1M

Fatamorgana?

Gdyby mieszkańcy biednego lumpenmiasta wegetujący na brzegu rzeki lub ci z super zorganizowanego Boulder City mieli możliwość zobaczyć przyszłość tego przeklętego, pustynnego kawałka ziemi, zapewne nie uwierzyliby własnym oczom. W wizji przyszłości ich stopy podmywałyby kojące fale wielkiego, rozpościerającego się na długości 180 kilometrów, sztucznego jeziora. Zamiast prymitywnych bud, szałasów i namiotów zobaczyliby na brzegach stworzonego przez ludzi zbiornika wodnego przyczepy kempingowe miłośników sportów wodnych. Parę kilometrów na wschód od dawnego koczowiska stałyby gotowa, monumentalna zapora i potężna elektrownia, które sprawiły, że duża część suchego Zachodu stała się ogrodem, a zarazem warsztatem Ameryki. Sama zapora stała się turystycznym magnesem przyciągającym miliony ludzi, którzy mogą przekonać się na własne oczy, jakie są możliwości techniczne i gospodarcze nowej super potęgi świata – USA.

Dziś zapora nie jest najwyższą budowlą. Wysoko nad koroną zapory zbudowano gigantyczny most – wysoki na 260 metrów (licząc od powierzchni rzeki Kolorado), łączący przepastne brzegi kanionu i dwa stany: Newadę i Arizonę.

Na północ od dawnego pustynnego koczowiska wyrosły instalacje militarne, lotniska i poligony. Tu znaleźli miejsce pracy wojskowi z całego kraju, którzy stworzyli imponujący arsenał broni najmocniejszego państwa świata. Na południe od koczowiska wyrosły dziesiątki tysięcy nowych, luksusowych domów, wszystkie z idealnie zaprojektowanymi ogrodami i przydomowymi basenami.

Tym, co najbardziej zafascynowałoby biednych ludzi, którzy na początku XX wieku zakotwiczyli się na tej – wydawałoby się beznadziejnej – pustyni, byłby obraz tego, co w kilkadziesiąt lat później powstało na zachód od ich koczowiska. Na horyzoncie ujrzeliby prawdziwą łunę światła i szklane wieżowce. Przed nimi rozciągałoby się miasto Las Vegas. To, co ujrzeliby, można by uznać za pustynną fatamorganę. Na horyzoncie majaczyłyby sylwetki znane z innych części świata: piramida egipska, paryska wieża Eiffla, wieże i gmachy Wenecji, kolosalny namiot cyrkowy i średniowieczne, gotyckie zamki.

Las Vegas strip
W latach 80. XX wieku Las Vegas Strip w dalszym ciągu był daleki od przepychu i elegancji. Zabudowany licznymi skromnymi motelami i przeciętnymi hotelami, przed którymi dominowały ogromne slupy reklamowe. ©Carol M. Highsmith, Library of Congress
Las Vegas z góry
Na początku XXI wieku obszar metropolitalny Las Vegas był najszybciej rozwijającym się regionem USA, miejscem, gdzie tworzono dziesiątki tysięcy nowych miejsc pracy. Las Vegas zaczęło coraz bardziej przypominać normalne amerykańskie miasto. ©Carol M. Highsmith, Library of Congress
Hyatt Resort lake Las Vegas
Na przełomie XX i XXI wieku Las Vegas stało się tak aroganckie, że zaczęło zmieniać naturalne otoczenie miasta. Na pustyni lokowano pola golfowe, osiedla mieszkaniowe i tworzono sztuczne jeziora mające być jeszcze jedną zabawką lawinowo rosnącej klasy miejscowych i przyjezdnych milionerów. Na zdjęciu Hyatt Resort na brzegu Lake Las Vegas, Nevada. ©Carol M. Highsmith, Library of Congress

Końcowy rachunek

Sama rzeka Kolorado stała się mniej chwalebnym symbolem współczesnego świata, bo obrazuje to, co dzieje się, kiedy zbyt mocno pożądamy – ograniczonych przecież – zasobów naturalnych. Obecnie Kolorado nie wpływa już w sposób naturalny do morza. Delta rzeki, kiedyś rozpościerająca się na powierzchni trzech tysięcy mil kwadratowych, dziś zajmuje powierzchnię mniejszą niż 250 mil. To, co dla jednych jest wyjątkowym triumfem inżynierii i ludzkiego uporu, dla innych jest przykładem zbrodni wobec natury. Dowodem na to, jak natura ma się dziś, są białe fragmenty ścian kanionu wystające 40 metrów nad poziomem wody. Te białe fragmenty skał, które normalnie mają ciemnobrązowy kolor, pokazują jak dramatycznie opadł poziom wody w stosunku do stanu z 1998 roku, kiedy akwen był ostatni raz napełniony w 100%. Latem 2022 roku zanotowano najniższy poziom wody od momentu ukończenia budowy zapory, a więc od połowy lat 30. XX wieku.

Boulder City, Monter na wieży czołowej kolejki linowej podczas montażu, zapora Hoovera
Budowa tamy Boulder, Boulder City, Nevada: Monter na wieży czołowej kolejki linowej podczas montażu

Klimatyzacja musi działać

Mimo tych zadziwiających zmian dokonanych na pustyni natura – nie licząc wysychającej rzeki – w niczym się nie zmieniła. To jest w dalszym ciągu owo brunatne, straszne miejsce wypalane przez okrutne słońce, pełne dzikich zwierząt, takich, które potrafią przetrwać w tym surowym klimacie. Wśród tych wytrwałych i odpornych gatunków na pustyni pojawił się nowy okaz – człowiek, który nie tylko się tu utrzymał, ale nawet uznał to miejsce za prawdziwy raj, w którym chce spędzić całe życie albo przynajmniej tydzień szalonych wakacji. Warunek jest tylko jeden – klimatyzacja musi działać na najwyższych obrotach i to 24/7.

Udostępnij

Maxwell Street w Chicago w latach 50

Chicago – Maxwell Street

W nieodległej przeszłości były to punkty na mapie zaznaczające miejsca, gdzie wydarzyły się rzeczy niecodzienne, gdzie narodziły się rewolucyjne pomysły zmieniające życie zwykłych ludzi na

Czytaj więcej »